Bałagan, krzycząca niesprawiedliwość, oderwanie Ministerstwa Edukacji Narodowej od rzeczywistości, chamska propaganda uprawiana przez prorządowe media – można mnożyć negatywne doświadczenia, jakie nabywają uczniowie, rodzice i nauczyciele w związku z kumulacją absolwentów gimnazjów i podstawówek. Czy jednak możemy wynieść jakieś pozytywne lekcje z obecnej sytuacji?
Jestem niepoprawnym optymistą. Dla mnie szklanka jest zawsze w ¾ pełna. Dlatego irytuje mnie pomysł i sposób wprowadzania zmian przez MEN, bo wszędzie widzę puste szklanki. Zawziąłem się jednak i wyszukałem kilka gorzko-słodkich całych w edukacyjnej dziurze rekrutacji do szkół średnich, w jakiej wylądowaliśmy.
Nie uczysz się dla ocen
Powtarzamy naszym dzieciom – uczycie się dla samych siebie, wiedzy, nie dla ocen. Tyle, że oceny są ważne w obecnym systemie. Ich średnia na świadectwie decyduje zwykle o możliwościach dostania się do upragnionej szkoły. Trudno więc je zignorować. Kumulacja kandydatów w rekrutacji tegorocznej spowodowała, że nawet “czerwony pasek” niczego nie gwarantuje. Uda się, albo się nie uda. Czyli lekcja dla uczniów – warto się uczyć, bo z kiepskim świadectwem jesteś zupełnie bez szans. Ale czy masz średnią 4,8 czy 5,2? Naprawdę ma to małe znaczenie, bo np. popularność szkoły i klasy ważniejsza. Teraz kiedy sfrustrowany uczeń powie “uczyłem się, mam świetne świadectwo i się nie dostałem”, rodzic może odpowiedzieć “ale co masz w głowie – to zostanie”.
Warto być aktywnym
Powtarzamy naszym dzieciom – warto rozwijać swoje pasje, warto angażować się w rywalizację. I bum – natłok kandydatów w szkołach premiuje pasjonatów. To znaczy nie wszystkich, ale utalentowanych laureatów konkursów i olimpiad przedmiotowych. Analiza warunków rekrutacji pokazuje, że warto korzystać z możliwości, jakie daje ta ścieżka rozwijania zainteresowań. Teraz kiedy sfrustrowany uczeń powie “wypchnęli mnie z rekrutacji finaliści i laureaci”, rodzic może odpowiedzieć “napracowali się wcześniej, to zbierają owoce”.
Poznasz swój chronotyp
Naukowcy udowadniają, że ludzie mają różne chronotypy – dzielą się na sowy, skowronki, sowy w piórkach skowronków i odwrotnie, etc. Teraz uczniowie będą mieli szansę lepszego poznania swojego chronotypu. Praca zmianowa, od siódmej rano do ósmej wieczorem będzie pozwalała na samoobserwację uczniów liceów i techników. Teraz kiedy sfrustrowany uczeń powie “nie mogę skupić o 18 na matmie”, rodzic może odpowiedzieć “ewidentnie jesteś skowronkiem i musisz nadrobić wiedzę sam w godzinach porannych”.
Pokochasz komunikację publiczną
Natłok w pobliskich liceach i technikach władze MEN chcą rozładować wysyłając nastolatki do dalszych szkół, nawet w innym mieście. Teraz tacy uczniowie będą codziennie zdobywali doświadczenie związane z korzystaniem z autobusów, tramwajów, pociągów i busów podmiejskich oraz regionalnych. Ocenią jakość taboru, regularność i punktualność kursów, zatłoczenie i skłonność współpasażerów do zachowania zasad współżycia społecznego oraz utrzymywania higieny osobistej. Teraz kiedy sfrustrowany uczeń powie “męczy mnie spędzanie na dojazdach dwóch godzin dziennie”, rodzic może odpowiedzieć “inwestowanie w komunikację publiczną jest opłacalne społecznie i proekologiczne”.
Zostaniesz fact-chceckerem
Jako społeczeństwo ubolewamy na zalew fake newsów, trollingu i hejtu. Jednak ciągle mamy za małe doświadczenie w weryfikowaniu takich wiadomości. Jednak teraz tysiące rodziców i nauczycieli mogą zestawić własne doświadczenia ze strumieniem propagandy płynącej z MEN, prorządowych mediów i w social mediach. Nauczą się krytycznego stosunku do zewnętrznych komunikatów, być może częściej będą stosować fact-checking. Teraz kiedy sfrustrowany uczeń powie frazą z Jacka Fedorowicza “ale przecież nie można kłamać aż”, rodzic może odpowiedzieć w “otóż można”.
Praca nauczyciela się liczy
To lekcja, która jest jeszcze przed nami. Dotychczasowe problemy z zapełnieniem wakatów w szkołach to zupełny pikuś w porównaniu z tym, co nas czeka od września. Albo nauczyciele liceów i techników będą urabiali się po łokcie w nadgodzinach, albo trzeba będzie urządzić polowanie z nagonką na kandydatów do pracy. Zwiększona liczba oddziałów przełoży się na zwiększony popyt na pracę nauczyciela. Co ciekawe, ten problem szczególnie boleśnie dotknie faworyzowane szkoły branżowe. Bo skąd brać nauczycieli zawodów-praktyków za pensję nauczycielską? Teraz kiedy sfrustrowany uczeń powie “od trzech miesięcy nie miałem lekcji angielskiego”, rodzic może odpowiedzieć “kiedy siatka płac będzie taka, jaka jest już teraz wg MEN i TVP – problem się skończy”.
Samorządność ma sens
Uczniowie i rodzice obserwują samorządy zarządzające szkołami, jak próbują ogarnąć zamieszanie z rekrutacją. Z drugiej strony wysłuchują głosy płynące z Alei Szucha, świadczące o zupełnym oderwaniu od realiów. Mogą zatem porównać jakość zarządzania publicznego w zależności od odległości między władza, a społeczeństwem. Teraz kiedy sfrustrowany uczeń powie “co z tego, że średnio w całej Polsce jest więcej miejsc, niż kandydatów – skoro w moim rejonie nie ma miejsc w liceach”, rodzic może odpowiedzieć “samorządność lepiej sprawdza się, niż centralne sterowanie”
Opłaca się być obywatelem
Ponoć jedynie 17 proc. Polaków interesuje się polityką i na bieżąco śledzi najnowsze wydarzenia na polskiej scenie politycznej, a 38% rodaków nie interesuje się wcale. Lekcje płynąca z zamieszania z rekrutacją do liceów i techników jest bardzo pouczająca. – jeśli nie będziesz interesować się polityką, polityka zainteresuje się Tobą. Nikt nie może zarzucić rządzącym, że nie zapowiadali przed wyborami wywrócenia systemu edukacji do góry nogami. Gdyby rodzice uczniów z podstawówek i gimnazjów wzięli te obietnice serio – może wyniki wyborów byłyby inne. Jednak część z nas uznała program PiS związany z edukacją za mało ważny, kolejni uznali likwidację gimnazjów za świetny pomysł , jeszcze inni uważali, że to tylko kiełbasa wyborcza, a po wyborach mało co się zmieni. Jednak najgorsza część z nas została w domach, bo “nie interesuje się polityką”. Teraz kiedy sfrustrowany uczeń powie “po co głosować”, rodzic może odpowiedzieć “żeby móc potem spokojnie spojrzeć w lustro”.
Nie zawsze marzenia się spełniają
Nie lubię frazy “co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Bo zwykle to coś nas sporo poturbuje i wcale mocniejsi nie wyjdziemy. Na pewno nie jest fajnie, kiedy nastolatki u progu dorosłego życia zdarzają się z pędzącą lokomotywą realnego życia. Ktoś może powiedzieć, że niedostanie się do wymarzonej szkoły to nie koniec świata. Ale dla tysięcy przeczołganych przez MEN uczniów to trochę taki mini-koniec świata. I kiedy sfrustrowany uczeń powie “mam dosyć”, najlepsze, co rodzic może odpowiedzieć to “nie martw się, wszystko będzie dobrze”. I pomóc znaleźć najlepszego wyjście z sytuacji, nawet jeśli stanie się nim zwolnienie z obowiązku szkolnego na rok albo nauczanie domowe. Może za rok będzie lepiej. O marzenia trzeba walczyć.