Odwołać Dzień Nauczyciela!

Jak co roku w polskich szkołach 14 października trwa święto Komisji Edukacji Narodowej. Nazywane potocznie Dniem Nauczyciela obfituje w okolicznościowe apele, słowne wyrazy szacunku dla grona pedagogicznego oraz kwiaty wręczane nauczycielom i innym pracowniom szkoły. Dyrekcja często zaprasza „grono” z tej okazji na kawę i ciacho. Serio jest co świętować?

W 2019 roku Dzień Nauczyciela świętowany jest pod auspicjami zliczania wyborów do parlamentu Rzeczypospolitej. Wszystko wskazuje na to, że większość głosujących dała zielone światło rządom Prawa i Sprawiedliwości na kolejne cztery lata. Zatem należy liczyć się z tym, że dotychczasowa ekipa Ministerstwa Edukacji Narodowej dalej będzie „robiła swoje”. Będzie tak, jak ostatnio – tylko „bardziej”. Cieszymy się?

Wszyscy stracimy

Najwięcej stracą nauczyciele. Wisi nad nimi kilka różnych toporów. Łącznie ze zwiększeniem pensum, co zaowocuje albo mniejszą pensją przy obciążeniu porównywalnym (jeśli mają obecnie nadgodziny) albo zwiększeniem obciążenia przy dotychczasowej pensji. Już w tej chwili nauczyciele pracują średnio 47 godzin tygodniowo. To ile będą pracowali przy zwiększonym pensum? Jak to wpłynie na ich satysfakcję zawodową i jakość pracy? A na dodatek będą pracować pod batem zaostrzonych przepisów o odpowiedzialności dyscyplinarnej. Jeśli już teraz uczenie przypomina pływanie w kisielu, za chwile będzie pływaniem w tężejącej galarecie.

Stracą uczniowie i rodzice, bo MEN będzie umacniał się w okopach PRL-owskiego systemu opartego na pracy pamięciowej. Na starym. klasycznym 3xZ – zakuć, zdać, zapomnieć. To już widać nie tylko w spuchniętych programach nauczania, ale i w formule egzaminów na koniec ósmej klasy oraz egzaminu maturalnego. Na dodatek postawieni pod murem nauczyciele z pasjonatów zamieniają się mimowolnie w urzędników. Formuła pełzającego strajku włoskiego na pewno odbije się czkawką nam wszystkim. Nieważna inspirująca wycieczka, ważne aby przerobić wszystkie bitwy II wojny światowej. Uczniowie i rodzice będą musieli się pogodzić z faktem, że lekcje będą prowadzone coraz częściej wyłącznie w klasie przez coraz bardziej zmęczonych i zdemotywowanych pedagogów.

To zaskakujące, ale straci też Ministerstwo Edukacji Narodowej. Pewnie już w połowie kadencji znajdzie się w czarnej… duszy. Zwiększenie pensum ma być przecież receptą na brak nauczycieli (3200 wakatów wg, danych kuratoriów, w praktyce znacznie więcej). Rozumiem zatem urzędniczy styl myślenia. Skoro brakuje nauczycieli, dołóżmy roboty tym, którzy nadal pracują. Tylko, że to myślenie krótkowzroczne. Nie ma obowiązku pracy w szkole (jeszcze?). Zatem dociążenie liczbą „godzin przy tablicy” zamiast naprawić problem, jeszcze go zwiększy. Już pozostający w zawodzie nauczyciele będą uciekać jeszcze szybciej, a nowi będą garnąć się jeszcze słabiej. A motywacja pracujących nadal nauczycieli będzie jeszcze mniejsza.

Co dalej z polską szkołą?

Nie można zaprzeczyć, że Prawo i Sprawiedliwość w swoim programie wyborczym jako jedyne zaprezentowało spójną, przemyślaną i konsekwentną wizję polskiej szkoły. Ma być kuźnią patriotycznie nastawionych obywateli. Nauczyciel ma być zdyscyplinowanym urzędnikiem w służbie narodu i państwa. Uczeń ma być posłusznym podmiotem nabywającym wiedze podręcznikową i odpytywanym z przyswojonych pamięciowo treści. Nie ma w tej sytuacji czasu ani miejsca na myślenie krytyczne, samodzielne zdobywanie wiedzy i umiejętności, szukanie związków przyczynowo-skutkowych. Taki obywatel jako dorosły mógłby zadawać za dużo pytań, np. o zjawisko inflacji, A tego nam w państwie PiS nie trzeba. Prawda, że brzmi spójnie?

Dla każdego, kto chociaż trochę ma do czynienia ze współczesnymi dziećmi i młodzieżą jest jasne – wizja polskiej szkoły w wydaniu PiS jest absurdalna. Uczniowie dawno opuścili akwaria, gdzie „dzieci i ryby” nie mają głosu. Traktują dorosłych jak partnerów – jeśli uznają ich za wartych uwagi, albo idą swoją drogą. Dla tego, kto ma do czynienia z rynkiem pracy i trendami w rozwoju gospodarki jest jasne, że taka wizja szkoły jest receptą na zamarynowanie Polski w stagnacji i braku sensownej przyszłości.

Jestem przekonany, że część nauczycieli będzie próbowało pływać w tej galarecie „robiąc swoje”, nie zważając czołobitną wierność podstawom programowym. Część nie będzie chciało kopać się z koniem i odpłyną z systemu państwowej edukacji – chociażby do edukacji domowej albo na rynek korepetycji. Pozostali wejdą w tryby machiny edukacyjnej i będą jak chomiczki zapieprzali z uczniami w kołowrotku coraz bardziej archaicznego systemu szkolnego.

No ale cztery lata to nie wieczność. Najbardziej martwi brak alternatywy ze strony innych sił politycznych. Bo w obecnej sytuacji nauczyciele i rodzice chcący dobrej szkoły nie mają na kogo głosować. Bo niby na środowisko, którego twarzą edukacyjną są byłe ministry Kluzik-Rostkowska i Szumilas? Darujmy sobie. Pamiętamy, co wcześniej przez osiem lat zrobiły w MEN. Myślę, że ich zaniechania i błędne działania walnie przyczyniły się do zwycięstwa PiS cztery lata temu. A teraz, po czterech latach w opozycji, ani Koalicja Obywatelska, ani Lewica, ani Polskie Stronnictwo Ludowe nie pokazały żadnego spójnego pomysłu na polską szkołę (zresztą w innych obszarach też tyle, co kot napłakał). Gdzie są te projekty ustaw? Albo chociaż programowe NaCoBeZu potencjalnej nowej ekipy rządzącej na Szucha? Z kolei Konfederacja ma swoją oryginalną wizję radykalnego urynkowienia oświaty i „bonu edukacyjnego”, ale bez dokładnego rozpisania co, gdzie, jak, kiedy i za ile. Luźne i zwykle oderwane od rzeczywistości hasła to żaden pomysł. Porównajmy sobie ile i w jaki sposób pisano o edukacji w opozycyjnych programach wyborczych, a jak ułożono taki program w partii rządzącej.

Więc może lepiej było darować sobie w tym roku świętowanie Dnia Nauczyciela?

About The Author

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top