Jak diagnozować potrzeby i zagrożenia w szkole?

Jak często chodzisz do kościoła? Czy należysz do oazy? Czy masz ojczyma, czy macochę? Pytania zadawane z ankiety dla uczniów przygotowanej przez Ministerstwo Edukacji Narodowej wzbudziły powszechne oburzenie – i słusznie. Jednak mało kto kwestionuje potrzebę przeprowadzania „Diagnozy potrzeb oraz zagrożeń występujących wśród dzieci”, To może ja będę pierwszy. Taka diagnoza to absurd i klasyczny dupochron.

Z pozoru wszystko wygląda tak, jak trzeba. Wszyscy chcemy bezpiecznej szkoły, prawda? Trzeba więc podejmować działania, aby to bezpieczeństwo zapewnić. Zgodnie z prawem są one ujęte w “Program wychowawczo-profilaktyczny”, jaki w każdej szkole we wrześniu uchwalany jest przez Radę Rodziców. Aby działania nie były ustalane na chybił-trafił, nauczyciele przeprowadzają wśród uczniów anonimową ankietę, pytając czego się boją i czego pragną.

Szkolne dupochrony

To właśnie wzór takiej ankiety przygotowała lubelska fundacja Masz Szansę na zlecenie MEN. Pełna profeska, ankieta ma wersję dla uczniów trzech najmłodszych klas, osobną dla klas IV-VI i osobną dla dwóch najstarszych.Autorzy ankiety starali się na wszelkie sposoby zmapować potencjalne zagrożenia. Narzekamy na nihilzm i brak poczucia sensu życia wśród dzieci i młodzieży? To zapytajmy o praktyki religijne/ Narzekamy na rozpad rodziny? To zapytajmy o rozwody i stan rodzin po rozwodach. Powstałą grubaśna ankieta z mnóstwem odpowiedzi. Pomijam fakt, że już sposób przygotowania propozycji “Diagnozy” wydaje się mało sensowny metodologicznie. Pomijam fakt, co autorzy uznali za zagrożenie dla uczniów. Pytam, co miałoby z takiej ankiety wynikać – jeśli nauczyciel sprawdziłby się w roli socjologa? Czy da się wyniki badania przełożyć na “Program wychowawczo-profilaktyczny:, a potem zapobiegać zagrożeniom?


Taki “Program” to zwykle wydmuszka. Składa się z aktywności typu apele i wycieczki “ku chwale ojczyzny”. Ewentualnie wskazuje na zagrożenia, które mają sankcję opisane w szkolnym regulaminie oceniania w paragrafie “ocena z zachowania”. Zagrożenie to Internet? No to wpisujemy ujemne punkty z zachowania za uruchomienie komórki w murach szkoły. “Program wychowawczo-profilaktyczny” to biurokratyczny dupochron. Pomaga, jeśli stanie się tragedia, pod szkołę podjedzie wóz Uwaga TVN, a do pokoju nauczycielskiego wparuje kontrola z Kuratorium Oświaty w kwestii ewentualnych nieprawidłowości. Dyrektor wyciągnie “Program wychowawczo-profilaktyczny” i pokaże paluszkiem. “Proszę – tutaj mamy opisane działania dotyczące zapobiegania przemocy fizycznej wśród uczniów, została przeprowadzona pogadanka przez psychologa szkolnego i konkurs plastyczny pod nazwą Rozmowa lepsza od walki na pięści”. O i jeszcze mamy monitoring -zainstalowaliśmy kamery na ścianach szkoły, jak zapisaliśmy w “Programie” dwa lata temu.

Ułamki psychologiczno-pedagogiczne

Tyle, że najlepsza nawet ankieta, profesjonalna „Diagnozy potrzeb oraz zagrożeń występujących wśród dzieci” i najbardziej ambitny “Program wychowawczo-profilaktyczny” nie uratuje od zagrożenia konkretnego Jasia i Małgosi. To nie społeczność uczniowska popełnia samobójstwa, uzależnia od świata wirtualnego, dotyka jej przemoc fizyczna albo hejt. To nie grupa respondentów “Diagnozy” ma problem z rozwiedzionymi rodzicami, tatusiem lejącym mamusię czy wujkiem obmacującym po kryjomu. To konkretni uczniowie, mający swoje życie, swoje imiona i nazwiska. Serio da się im pomóc diagnozując i prowadząc szopkę apelowo-pogadankową?

Zamiast tego potrzebna jest praca psychologów i pedagogów szkolnych. To oni mają kompetencję, żeby diagnozować i pomagać konkretnym uczniom. To oni wiedzą jak i są w stanie właściwie diagnozować potrzeby i zagrożenia w szkole. Właściwie – czyli indywidualnie. Tyle, że w szkołach powinno ich pracować znacznie więcej, niż teraz. Może 10, a może 20 razy więcej. A Ministerstwo Edukacji Narodowej skąpi pieniędzy na zapewnienie odpowiedniej pomocy pedagogiczno-psychologicznej w podległych sobie placówkach. I to niezależnie od ekipy na alei Szucha. Według raportu NIK w latach 2014-2016 ponad 44 proc.szkół publicznych różnych typów nie zatrudniała na odrębnym etacie ani pedagoga ani psychologa. W roku szkolnym 2015/2016 na jedną szkołę przypadało średnio 0,75 etatu pedagoga i 0,2 etatu psychologa. W szkołach, w których zatrudnieni byli specjaliści, średnio na jeden etat pedagoga w latach 2014-2016 przypadało 475 uczniów. Liczba ta była jeszcze wyższa w przypadku psychologów i wynosiła aż 1 904. A obietnice obecnej ekipy MEN sprowadzają się do obietnic jednego psychologa i jednego pedagoga w każdej szkole. 

Nie da się uczynić szkoły bezpieczną bez pieniędzy, pieniędzy, pieniędzy. Nie łudźmy się, że pomogą tutaj wychowawcy klasowi, nawet za cenę podwyższonego do 300 zł brutto dodatku za wychowawstwo. Nie mają ani czasu podczas jednej lekcji wychowawczej w tygodniu, ani – nazwijmy to wprost – kompetencji, aby zdiagnozować większe kłopoty Jasia czy Małgosi i podjąć odpowiednie działania. Znacznie łatwiej i taniej było zobowiązać szkoły do biurokratycznych ruchów pozornych – takich jak ankietowanie „Diagnozy potrzeb oraz zagrożeń występujących wśród dzieci” i  realizacja “Programu wychowawczo-profilaktycznego”.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top