Każdy rodzic kilkulatka zna: Szczerbatka – przyjaciela Czkawki, Smoczycę – przyjaciółkę Szreka, Spike – przyjeciela wszystkich Kucyków. Do tego dochodzi cała galeria smoków mitycznych i bajkowych: Mlekopij, Wawelski, Bazyliszek. Czy warto mnożyć byty i wymyślać kolejne byty? Roar z Teatru Animacji udowadnia, że ma to sens.
Nie ukrywam, że byłem pełen obaw idąc na spektakl “Smoki” Maliny Prześlugi do Teatru Animacji w Poznaniu. Opis przedstawienia wskazywał, że możemy mieć do czynienia z rzeczą wtórną i koniunkturalną. Moda na “dobre” smoki od ładnych kilku lat nie ustaje, czego dowodzi wymieniona na wstępie lista smoków z ekranów kin i telewizorów. Z kolei nużą mnie dekonstrukcje bajek, gdzie Czerwony Kapturek prześladuje Wilka, a Kopciuszek idzie w biznesy i zostaje feministką. Być może kiedyś było twórcze i świeże, ale dzisiaj trąci epigoństwem. W dodatku poszedłem na spektakl z ośmioletnią córką, i jej koleżankami jedną o rok starszą i drugą o dwa lata młodszą. A nikt nie jest tak okrutnie szczerym krytykiem, jak dziewczynki w tym wieku.
Odwrócenie wektorów tradycyjnych wartości jednak na pewno było czymś, co przyciąga w przedstawieniu uwagę kilkuletnich dzieci. Nie zblazowane nadmierną erudycją za dobrą monetę przyjmują oba światy, gdzie rządzą stereotypy i legendy. W świecie ludzi o okrutnych smokach i w świecie smoków o okrutnych ludziach. Odkrywanie prawdziwej natury świata i jego kolejnych tajemnic stanowi kolejne etapy podróży przez opowiadaną historię. Poszukiwanie odpowiedzi na ważkie pytania stanowi motor narracyjny uruchamiający działania zarówno bohaterów ze świata ludzi – Karola (Marcin Ryl-Krystianowski) oraz Prosiaka (Artur Romański) jak i pochodzącego z alternatywnej rzeczywistości małego smoka Roara (Julianna Dorosz). Czy świat smoków istnieje naprawdę? A może to świat ludzki jest ułudą? Czy ludzie pożerają owce? Dlaczego dzielny rycerz ma świnkę, a nie konia? Jak naprawdę wyglądała legenda o Szewcu Dratewce czy też smoczycy Drak Ewce? I najbardziej istotne pytanie dla wszystkich naszych bohaterów: “co się dzieje ze znikającymi smoczymi mamami”?
Dzieciom jak się zdaje by to wystarczyło. Bardziej dojrzali widzowie docenią to, że nie jest to prosta zabawa w qui-pro-quo. Nie mniej istotne dla fabuły jest przecież pokazanie lustrzanych odbić świata ludzkiego i smoczego. Dzieci z obu światów rozrywają tkaninę oddzielającą oba światy i niczym Alicja Lewisa Carrolla przedostają się przez ukrytą szczelinę na podszewkę rzeczywistości. Okazuje się, że nauczyciele w obu światach mogą być tak samo niemili, koledzy ze szkoły tak samo wredni, rodzice tak samo kochani i po jednej i po drugiej stronie szafy. Nie jest to świat biało-czarny. Nie mamy do czynienia z prostą zamianą ról: źli ludzie-dobre smoki. Po smoczej stronie mamy do czynienia ze złymi politykami, którym na rękę jest utrzymanie status quo – nawet za cenę życia części obywatelek. Z kolei na pierwszy rzut oka “zła” ludzka strona broni się aktywnością członków Tajnego Stowarzyszenia Wielbicieli Smoków. Dzieci zatem widzą podczas spektaklu, że nie wszystko w życiu jest biało-czarne. Zatem chwalebne, że autorka przedstawienia nie zadowoliła się zwykłą zamianą ról w jarmarcznym teatrzyku. Opowiada mądrą historię o tym, że warto mieć otwarte horyzonty i z ciekawością poznawać świat i ludzi. Oraz smoki rzecz jasna.
Tyle o treści spektaklu. Za formę odpowiada troje słowackich artystów – odpowiedzialnych za reżyserię, warstwę plastyczną i muzyczną. Jak sobie z nimi poradzili? No cóż. W przypadku reżyserii na początku byłem lekko zniesmaczony farsowymi scenami, w których poznajemy Karola i Prosiaka. Reżyser Marián Pecko w sposób zamierzony lub nie ociera się o granicę dobrego smaku w prowadzeniu aktorów. Te wszystkie skoki, tupanie i okrzyki aktorów być może miały “zmiękczyć” sytuację teatralną, ośmielając młodych widzów z przedstawianym na scenie światem. Z rozmów z moimi młodymi współtowarzyszkami wynika, że było to absolutnie zbędne. Za to pozostała część inscenizacji pokazuje, że można opowiadać dzieciom historię grając na różnych strunach emocji. Jest miejsce na śmiech – jak w przypadku legendy o Drak Ewce opowiadanej przez Tatę Smoka do snu i przerywanej logicznymi pytaniami przez Roara. Jest miejsce na smutek i poczucie bezsilności przy nieudanych poszukiwaniach jego mamy.
Zachwyca za to w każdym punkcie scenografia, projekty lalek i kostium Evy Farkašovej. Ani młodym, ani dorosłym widzom nie przeszkadza fakt, że aktorzy prowadzących lalki są cały czas widoczni. Wręcz przeciwnie. Przyjmujemy za dobrą monetę, że i animowani oraz animujący występują na równych prawach. Elementy scenografii i rekwizyty budują w ascetycznej przestrzeni sceny wiarygodne krajobrazy świata smoków i ludzi. Nie przy pomocy dosłowności, ale sugestii i niedopowiedzeń pobudzających wyobraźnię widzów. Najbardziej chyba podobał mi się zabieg scenograficzny z drewnianymi samolotami jako atrybutem świata ludzi i takimiż smokolotami jako częścią świata smoków. Pełnoprawnym uczestnikiem przedstawienia jest też muzyka Roberta Mankovecký’ego. Na szczęście obyło się bez infantylnych pioseneczek. Kompozytor maluje dźwiękami oba światy nie mniej istotnie, niż scenografka. Od strony plastycznej i muzycznej jest to jedno z piękniejszych przedstawień, jakie miałem okazję zobaczyć.
Na koniec uwaga organizacyjna. Teatr Animacji w Poznaniu jeszcze niedawno kojarzył mi się z instytucją odpychającą widzów. Indywidualnemu widzowi trudno było umówić się na przedstawienie, spektakli było mało w godzinach akceptowalnych dla pracujących rodziców. A głosy z zaprzyjaźnionych szkół wskazują, że także pod względem spektakli dla widzów zorganizowanych nie było lepiej. Pierwsze przedstawienie teatru pod dyrekcją Marka Waszkiela pokazuje, że można robić to lepiej. Bez problemu zarezerwujemy bilety i umówimy się na odbiór biletów przed spektaklem. A po ukłonach aktorzy wychodzą do widzów, żeby porozmawiać o obejrzanym spektaklu, W dodatku wokół ”Smoków” dzieje się wiele więcej. Dzieci miały np. okazje dwa razy uczestniczyć we wrześniu w smoczych warsztatach, które także kończyły się bezpośrednim spotkaniem z Roarem i innymi bohaterami spektaklu. Oby tak dalej.
Zatem warto przyjść do Teatru Animacji, a nawet przyjechać do Poznania specjalnie na spektakl. Chociażby ze Zbąszynia (kto widział – ten wie dlaczego akurat stamtąd). Wtedy bezpodstawne stanie się pytanie stawiane dzieciom po przedstawieniu przez aktorów “Czy wierzycie w smoki?”. To nie wiara. To wiedza. Smoki są i Roar stanowczo stał się jednym z moich ulubionych przedstawicieli tego gatunku.
Teatr Animacji w Poznaniu
Malina Prześluga “Smoki”
reżyseria: Marián Pecko
scenografia: Eva Farkašová
muzyka: Robert Mankovecký
obsada: Julianna Dorosz, Sylwia Koronczewska-Cyris, Danuta Rej, Marta Wesołowska, Marcin Chomicki, Piotr Grabowski, Artur Romański, Marcin Ryl-Krystianowski
prapremiera: 31.08. 2014