Zakopujemy się w dyskusji o polskiej edukacji w rzeczach drugorzędnych. Rozdzielamy na czworo problem ze złym wiekiem rozpoczęcia nauki, z gimnazjami, testomanią, i mnóstwo innych “gorących tematów”. Jednak to nie przyczyny zapaści polskiej edukacji. To skutki. Poszukajmy prawdziwych wyzwań.
Mam mieszane uczucia słuchając trwającej dyskusji o polskiej edukacji powszechnej. Wystarczy spojrzeć w szerszej skali na poszczególne zjawiska, żeby ujrzeć je we właściwym świetle. W poszczególnych krajach dzieci zaczynają obowiązkową edukację w odmiennym wieku. Podział na etapy nauki może różnić się w danym państwie nawet w zależności od regionu. I tak by można mnożyć kwestie sprowadzając je do “nie ważne co”, ważne “jak” i “po co”. Wszystkie te problemy tak naprawdę bledną przy prawdziwych wyzwaniach, z którymi musimy się zderzyć w najbliższych latach. Teraz kiełkują, wkrótce wybuchną. Spróbujmy nazwać niektóre z tych najważniejszych wyzwań.
1. Kalejdoskop pokoleń. Socjologowie analizują zachowania poszczególnych pokoleń, ich wartości i motywacje. Kiedyś tempo podobnych zmian nie było wielkie, teraz nowe generacje pojawiają się co kilka lat. Z tego punktu widzenia mamy w polskiej edukacji potężny kłopot. System szkolny jest stworzony pod kątem XIX-wiecznego społeczeństwa przemysłowego. Kształci natomiast dzieci z pokolenia Z i pokolenia R. Nauczyciele i rodzice to z kolei zwykle pokolenie baby boomersów i pokolenie X lub Y. Jesteś nauczycielem lub rodzicem i nie wiesz o co mam na myśli? No właśnie. Bardzo często w wychowaniu i kształceniu nie mamy świadomości różnic pokoleniowych. Co tu mówić o przekształcaniu szkoły tak, aby wyciągała wnioski z analiz socjologów? Należałoby wyrzucić do kosza sporo programów i metodologii nauczania. Napisać je od nowa w taki sposób, żeby uwzględnić inny sposób funkcjonowania młodych umysłów. Warto byłoby też zmienić kształcenia przyszłych i już pracujących nauczycieli. Tak, aby potrafili skuteczniej nauczać tak odmiennych od siebie uczniów.
2. Atomizacja społeczeństwa. Cały nasz system edukacyjny skoncentrowany jest na jednostce, która samotnie przechodzi przez poszczególne szczeble edukacji. Większość zadań w szkole jest wyznaczana pojedynczemu uczniowi, który tak też jest oceniany. W rezultacie funkcja socjalizacyjna realizowana jest głównie na przerwach, w świetlicy i po lekcjach. Potem narzekamy w Polsce na niski poziom kapitału społecznego. Tego, że jako pracownicy trudno akceptujemy reguły pracy zespołowej. Że rośnie wskaźnik rozwodów i związków nieformalnych. Zdziwieni? Przecież przez kilkanaście lat wychowujemy samotnych egoistów, to i mamy odpowiedni rezultat. Należałoby dać więcej czasu na realizację pracy zespołowej w klasach. Realizować więcej zadań metodą projektu. To jednak wymagałoby ustawowego zmniejszenia liczby uczniów w klasie. Wtedy podział na grupy zajmuje mniej czasu, a sama praca grupowa jest bardziej efektywna.
3. Rozdźwięk wartości. Czy szkoła powinna wychowywać, a jeśli tak – to w jaki sposób. Czy powinna realizować swój model wychowania, czy modyfikować go pod kątem wartości wyznawanych przez rodziców. To bardzo poważne pytanie w dobie fragmentaryzacji społeczeństwa pod względem wyznawanego światopoglądu. Dobrym przykładem jest stosunek do religii. Są społeczności, gdzie realnie świeckość szkoły jest zaprzeczeniem wartości wyznawanych przez większość rodzin. I takie społeczności, gdzie jakakolwiek forma obecności religii w murach szkolnych jest niedopuszczalna. Najgorzej, kiedy obie postawy zderzają się w jednej klasie. Te napięcia będą rosły i szkoła musi znaleźć dobre rozwiązanie. Niestety, na razie dominuje wśród dyrektorów szkół postawa “po najmniejszej linii oporu” chociażby przy ustalaniu grafiku lekcji religii i etyki. Nie ma tutaj dobrego rozwiązania. Ktoś zawsze poczuje się dotknięty – zarówno gorliwy chrześcijanin, jak i żarliwy ateista. Należałoby jednak spróbować wypracować kompromis i przynajmniej na poziomie szkoły działać tak, aby nikt nie poczuł się dyskryminowany.
4. Kryzys rodzicielstwa. Coraz częściej zdarza się, że rodzice traktują szkołę, jak placówkę usługową. Ja tu dostarczam materiał do obróbki, a wy oddajcie mi ukształtowany produkt. Ciężko o dobrą współpracę szkoły z domem. Rodzice coraz częściej nie wiedzą, jak wychowywać swoje dzieci. Jak karać, jak nagradzać, jak tworzyć reguły i wymagać ich przestrzegania. Starają się unikać podejmowania trudnych decyzji i brania odpowiedzialności za konsekwencje posiadania dzieci. Spychają to na szkołę. Świetnie widać to podczas corocznej dyskusji o opiece w przerwie świątecznej. Należałoby pogodzić się z tym, że wsparcie nauczyciela przez rodzica będzie wyjątkiem, a nie regułą. Wypracować takie narzędzia wychowawcze, które wyciągają konsekwencje z tej sytuacji. W praktyce – zwiększyć zakres i rolę lekcji wychowawczych. Zwiększyć możliwości pracy dla szkolnych pedagogów, psychologów, doradców szkolnych i zawodowych.
5. Życie w chmurze. Polska szkoła nie do końca sobie radzi z implementacją elektronicznych dzienników, tablic multimedialnych, mediów społecznościowych czy rzeczywistością urządzeń mobilnych. Zdarza się, że po prostu odpycha je, na przykład zakazując używania smartfonów w murach szkoły. Tymczasem rzeczywistość za płotem jest już krok dalej. I rodzice i dzieci coraz częściej są on-line 24 godziny na dobę. Wchodzi do powszechnego użytku internet rzeczy. Nie da się tego wyzwania uniknąć. Należałoby raczej pokazać uczniom jak sobie z ich rzeczywistością radzić. Jak chronić swoją prywatność w sieci. Jak krytycznie wartościować różne źródła wiedzy dostępne on-line. Na to wszystko bardzo często nie ma w szkole czasu. Ale także brakuje samym nauczycielom świadomości, że trzeba to robić oraz wiedzy jak to robić.
6. Potrzeba elastyczności. Polska szkoła wrzuca uczniów w szufladki, a potem w wąskie rynny mające je skierować na ustalone miejsce pracy. Tymczasem pewność zatrudnienia i stałość zawodu jest już tylko bajką dla grzecznych dzieci. Musimy myśleć o tym, że pewnie nasz syn czy córka zmieni miejsce pracy i sam zawód kilka, może kilkanaście razy w ciągu życia. Tymczasem od przedszkola uczymy je, ze Jasiu jest dobry z cyferek, a Małgosia ładnie śpiewa. A Jarek od zawsze był przewodniczącym klasy, więc po co to zmieniać. Powinnyśmy pokazać uczniom jak szukać swoich talentów na różnych polach. Rozwijać życie społeczne w szkole i aktywność pozaszkolną. Miksować role w których będą się sprawdzać. Pokazywać, że zmiana jest dobra i warto jej próbować. Uczyć funkcjonowania w grupie i rozwiązywania sytuacji konfliktowych. Kształtowanie “miękkich kompetencji” powinno być jednym z podstawowych funkcji nowoczesnej szkoły.
7. Szukanie motywacji. Zdecydowanie nie zgadzam się z opinią, że ocenianie w szkole jest złe a testy to zło najwyższe. Moim zdaniem najważniejszą rolą testów szkolnych jest oswajanie młodych ludzi z sytuacją, która jest normą w dorosłym życiu. Tego, że wszyscy jesteśmy oceniani i oceniamy innych. Że czasami jest to sprawiedliwe, a czasami nie.I tak już jest, że większość z systemów oceniana jest oparta o formy zestandaryzowane, skalowalne i oparte o feedback. To jeden z systemów motywowania. Powinna go uczyć szkoła, oczywiście nie jako jedyny. Warto sięgnąć do narzędzi z branży human resouces – grywalizacja, indywidualne ścieżki kariery, assessment, coaching, mentoring. To wszystko powinno wejść to portfolio narzędzi polskiego pedagoga. Tak, żeby uczniowie budowali w sobie poczucie własnej wartości, radzili sobie z krytyką i potrafili doskonalić.
8. Podnoszenie efektywności. Polska szkoła stara się uciec od weryfikacji skuteczności. Tak się nie da w dzisiejszych czasach. W każdej dziedzinie życia optymalizacja działań jest normą, więc nie powinniśmy unikać tego i w polskiej edukacji. Inna rzecz to narzędzia do pomiaru efektywności. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem rankingu szkół opartego o wyniki testów. I zdecydowanie opowiadam się za rozwojem systemu edukacyjnej wartości dodanej (EWD). Rodzice powinni mieć możliwość wyboru “dobrej szkoły”. Jednak wskazujmy, że ta jest dobra, która dobrze uczy, a nie która przygotowuje do egzaminu wyselekcjonowaną grupę dobrych uczniów. Tyle, że EWD uzupełniłbym go też o pomiar i wzrost “miękkich” kompetencji, których szkoła powinna uczyć. Na przykład z obszaru wychowania. Nagradzajmy szkoły i nauczycieli, którzy będą w tych obszarach najlepsi.
9. Podnoszenie innowacyjności. Jednym z problemów polskiej szkoły jest jednoczesne zabijanie kreatywności i roli nauczyciela jako przewodnika po świecie. Jest to związane z tendencją do zmniejszania liczby godzin z przedmiotów uznanych za mało wartościowe. Oraz ze spłycaniem poziomu nauczania. Brakuje czasu na atrakcyjne zajęcia, na przykład z historii – z przebieraniem się uczniów z postacie historyczne czy bogów greckich. Jest też mało czasu na przykład na strorytelling – budowanie przez nauczyciela ciekawych opowieści z historii i języka polskiego. Także na szukanie reguł matematycznych czy zabawę językiem obcym. Nauczyciel stał się maszyną do przekazywania minimum programowego. I do przekazywania algorytmu – trzeba to zrobić tak, a tak. Zmieńmy to, wprowadźmy więcej doświadczeń i projektów, praktycznych działań wchodzących w “realny świat”. Dajmy nauczycielowi czas na to, żeby pokazał uczniom radość uczenia się, zdobywania wiedzy i umiejętności.
10. Kwestia pieniądza. We wszystkich powyższych wyzwaniach pominąłem kwestie finansowe. Ale to one są w dobrych zmianach najważniejsze. Mniejsze klasy? Większa liczba zajęć praktycznych? Więcej lekcji wychowawczych, pracy pedagogów i psychologów? Budowanie nowych metodologii pracy z pokoleniem R i kształcenie nauczycieli? Nagradzanie dobrych szkół i nauczycieli? Wyjście z projektami edukacyjnymi poza mury szkoły? Jakąkolwiek zmianę jakościową w edukacji weźmiemy pod lupę – to wszystko kosztuje. Możemy na kwestie finansowe patrzeć, jak do tej pory. Jako uciążliwy koszt dla budżetu państwa i samorządów. Należałoby się jednak zastanowić, czy tak naprawdę nam wszystkim się to nie opłaci. Bo wtedy polskie firmy będą bardziej innowacyjne i zyskowne. Pracownicy będą efektywniejsi i zadowoleni z pracy. Polacy aktywniejsi jako obywatele i społecznicy. Mniej będziemy wydawać na służbę zdrowia, więzienia i opiekę społeczną. Pieniądze na edukację to nie koszt. To inwestycja.
Sebastian Szczęsny