Język polski, matematyka, historia, geografia, fizyka, biologia, chemia i inne tradycyjne przedmioty szkolne znikają z planu lekcji szkoły podstawowej. Zamiast nich w planie lekcji pojawiają się takie przedmioty, jak źródłoznawstwo medialne i internetowe, memetyka, budowanie motywacji wewnętrznej, przyroda i zjawiska antropogenetyczne, logika praktyczna. Potrafimy to sobie wyobrazić?
Plan lekcji to jedna z największych świętości w polskiej szkole. Taki – wiecie – klasyczny: z 45-minutowymi jednostkami lekcyjnymi, przerwami wyznaczanymi dzwonkiem i nauczycielami tradycyjnych przedmiotów szkolnych realizującymi podstawę programową wyznaczoną przy alei Szucha. Ba – samo układanie planu lekcji z kolorowymi pinezkami na korkowej tablicy – to wręcz misterium z wicedyrektorem jako kapłanem najwyższej logistyki. Jak poukładać zajęcia, żeby dzieci nie miały okienek, a nauczyciele jak najmniej? Jak pogodzić interesy pana Staszka, co to wolałby zawsze na rano i pani Mani, co to odbiera dziecko do przedszkola i nie może kończyć później, niż o 15.05? Jak poukładać kluczowe przedmioty z samego rana? Jak spróbować wrzucić WF na pierwsze albo ostatnie zajęcia? I wiele, wiele innych wyzwań. Żadne algorytmy dzienników elektronicznych nie zastąpią w tej sytuacji analogowego systemu przepinania kolorowych pinów „wte i wewte”.
Może dlatego tak mało czasu pozostaje na refleksję, czy cały ten plan lekcji i same lekcje mają sens w drugiej dekadzie XXI wieku. Zajrzyjmy do cenzurek Dzieci Wrzesińskich. Albo do planów lekcji z XX-lecia międzywojennego, Tak, tak – nazwy przedmiotów szkolnych (a często i zwartość) niewiele zmieniły się od końca XIX wieku. I gdyby ktoś pomyślał racjonalnie, musiałby przeprowadzić rewolucję – zlikwidować takie lekcje, zlikwidować instytucję planu lekcji i wymyślić polską szkołę od nowa. Na przykład oprzeć ją o zasady fińskie. To prawda, że zmiana wymagałaby gruntownego przemeblowania w głowach nauczycieli. Być może część z nich nie dostosowała się do nowych wyzwań i rzuciłaby w cholerę nauczanie. Tyle, że efekty mogłyby być znacznie lepsze, niż rzucanie zawodu przez tych, których polska szkoła wypycha obecnie z systemu edukacji. Czyli tych najbardziej kreatywnych, elastycznych i energicznych. Oni – głęboko wierzę – zmiany w szkole przyjęliby z entuzjazmem.
Co więc powinno pojawić się w takim planie-nieplanie nowych lekcji? Jakich kompetencji powinna uczyć polska szkoła, a których nie da się uczyć przy obecnej siatce przedmiotów?
Budowanie motywacji wewnętrznej
“Żeby mi się tak bardzo chciało, jak mi się nie chce” – tak nazywały się zajęcia dodatkowe, na które chodziła moja córka jakiś czas temu. Prowadzone przez panią psycholog (serdeczne pozdrowienia dla Pani Małgosi) pomagały uczniom zrozumieć siebie, swoje potrzeby i motywacje. A także każdemu z uczniów rozwijać wewnętrzną potrzebę uczenia się, zdobywania nowych kompetencji. Takie zajęcia powinny zastąpić system motywowania zewnętrznego opartego na ocenach i punktach z zachowania.
Źródłoznawstwo medialne i internetowe
Żyjemy zanurzeni w wirtualnej rzeczywistości, na nasi uczniowie wręcz nią oddychają. I nie łudźmy się – walka z nią jest zderzaniem się z wiatrakami. Szkoła zamiast wypierać to zjawisko – powinna je oswoić i nauczyć świadomie, rozsądnie korzystać. Pokazywać zagrożenia, np. związane z fake newsami, propagandą medialną, manipulacjami polityków i marketerów. Uczyć krytycyzmu, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Wskazywać jakie źródła są wiarygodne i jak weryfikować informacje. Skupiać się na oddzielaniu faktów od opinii. Ważyć racje i wyciągać własne zdanie rozbijając bańkę informacyjną czyli szukając poglądów odmiennych od własnych.
Memetyka
Memetyka zajmuje się memami. Nie mam na myśli śmiesznych obrazków z bunia, ale memy w rozumieniu Richarda Dawkinsa. Czyli cząstki rzeczywistości kulturowej przenoszone i powielane przez pokolenia To kompetencje, które powinny zastąpić obecne lekcje języka polskiego i historii, częściowo WOS, muzyki i plastyki. Chodzi o budowanie wspólnoty Polaków w nowoczesnych warunkach. Nie przez lekturę od deski do deski archaicznych treści kulturowych. Ale przez poznawanie treści, które tworzą nas Polakami na różny sposób. Np. czytając fragmenty Pana Tadeusza i omawiając każde zdanie, zapoznając uczniów ze streszczeniami, filmami, utworami muzycznymi powiązanymi z danym zjawiskiem polskiej kultury np. tradycji sarmackiej. Podobnie w przypadku zjawisk i procesów historycznych. Zamiast uczenia się na pamięć przywilejów szlacheckich – np. słuchanie i omawianie piosenek z Sarmacji Jacka Kaczmarskiego czy utworów Jacka Kowalskiego. Oglądanie i omawianie mapy Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Dlaczego? Bo zmieniły się czasy. Ktoś kto nie przeczytał nigdy w całości „Pana Tadeusza” może być bardziej świadomy jego fabuły, sensu i znaczenia zjawisk kulturowych, niż ktoś, kto przeczytał naszą epopeję zmuszony perspektywą kartkówki „z treści lektury”.
Przyroda i zjawiska antropogenetyczne
Osobna nauka chemii, fizyki, geografii, biologii jest moim zdaniem jednym z większych dramatów polskiej szkoły. Po pierwsze powoduje, że treści tam poznawane są zbyt szczegółowe. Jest po prostu za dużo lekcji i każdy ze specjalistów układających programy nauczania chce zapełnić “swoimi” treściami po uszy. A tak serio – niestety dominuje encyklopedyczny model nauczania przedmiotów ze swej istoty opartych na obserwowaniu rzeczywistości. No i w oderwaniu od tego, co będzie otaczało uczniów w przyszłym świecie. Stąd bierze się obliczanie na lekcjach masy molowej, nauka definicji typu biotop, pamięciówka typu lewo i prawobrzeżne dopływy Wisły. A brakuje czasu i pomysłu na atrakcyjne i zintegrowane pokazywanie uczniom powiązanych ze sobą treści nazywanych przez anglosasów jednym terminem “science”. Zajęcia z przyrody powinny być zatem oparte głównie na doświadczeniach – skoro nauki przyrodnicze bazują na empirii. Powinny też poruszać zjawiska, które związane są ze zmianami przyrody przez człowieka – takimi jak zmiany klimatyczne.
Logika praktyczna i myślenie przyczynowo-skutkowe
Czy można kłamać mówiąc prawdę? Czy dana wypowiedź nie ma sensu, bo jest wewnętrznie sprzeczna? Czy pytanie może być fałszywe albo prawdziwe? Czy ktoś kłamie wyrażając swoją opinię? Tego typu pytania powinni zadawać sobie uczniowie i nauczyciele wykorzystując w praktyce zasady logiki. Powinni także analizować związki przyczynowo-skutkowe. Idealnie nadają się do tego zjawiska historyczne. Pozytywne i negatywne skutki chrystianizacji Polski. Spuścizna cywilizacji antycznej, Skutki odkryć geograficznych. Przyczyny i skutki II wojny światowej. Takie rozważania i analizy powinny być rdzeniem szkolnego opowiadania o historii Polski i Świata. To wszystko, co w obecnym programie historii wprawdzie jest, ale przysypane masą faktów do nauki pamięciowej – np. “co to była Bitwa pod Solferino”. Bo myślenie przyczynowo-skutkowe przydaje się nie tylko przy razgaworach o Piastach i Jagiellonach, ale też rozważając, czy działania typu 500+ na każde dziecko mają sens.
Więcej o “nowych przedmiotach szkolnych” – już wkrótce.