Wielu z nas, rozwiązując kolejne, inspirujące zadanie z trygonometrii, bądź słuchając o arcyważnych skutkach rewolucji przemysłowych, zastanawiało się, czy naprawdę jest to nam potrzebne do szczęścia? Czy może są jakieś lepsze, mniej nudne szkoły? O ile pewnie nie uciekniemy od matematyki, czy historii, to, jak dowodzi rosnąca popularność w Europie szkół Steinera, możliwe jest stworzenie szkół, które byłyby bardziej interesujące.
W szkołach tych uznaje się, że nauka na lekcjach na przykład robienia na drutach, czy budowy muru z cegły, może mieć takie samo znaczenie jak nauka czytania, lub matematyki. Ponadto, daje się tam rodzicom dużo większy głos w sprawie ustalenia programu nauczania, czy też tworzenia nowych zajęć.
Nauka w szkołach Steinera bardzo się różni od nauczania znanego ze szkół publicznych. Uczniowie pracują z tym samym nauczycielem do wieku 12 – 13 lat. W klasach nie wykorzystuje się tradycyjnych podręczników, a podczas lekcji nauczyciel uczy konkretnego przedmiotu głównie poprzez opowiadanie, jednocześnie starając się zaangażować uczniów do aktywnego uczestniczenia w zajęciach.
Dyrektor jednej ze szkół Steinera powiedział, że w ich edukacyjnym podejściu najbardziej liczy się natura dziecka. Dodał on, że odłożenie typowo szkolnej nauki czytania i pisania do wieku lat siedmiu znajduje poparcie w badaniach.
W przeciwieństwie do normalnych szkół, w których nacisk kładzie się na to, aby uczniowie koncentrowali się w ciszy, w szkołach Steinera zachęca się do prowadzenia dyskusji. Nauka ma angażować jak najwięcej zmysłów. Tak więc podczas lekcji wykorzystuje się inscenizacje, rysunek, oraz różne gry i zabawy. Chodzi o to, aby podczas zajęć było dostatecznie dużo ruchu. Uczniowie, na przykład rzucając do siebie piłką, utrwalają swój plan lekcji lub uczą się pisać… na piasku, zamiast w zeszycie.
Ze względu na niestandardowe podejście do nauki, uczniowie szkół Steinera np. w Wielkiej Brytanii zdają tamtejszy odpowiednik naszego testu gimnazjalnego tylko z angielskiego i matematyki. Jednak w przypadku brytyjskiego systemu nauczania, ich dalsza droga edukacyjna pozostaje otwarta.
Jak twierdzą wychowankowie, swoją pewność siebie i naturalną dociekliwość zawdzięczają modelowi nauki stosowanemu właśnie w tych szkołach. Jeden z nich wspominał, że na lekcjach zachęcano do zadawania mnóstwa pytań i samodzielnego myślenia. Na przykład jedno z zadań polegało na tym, że uczniowie piszący esej mieli za zadanie jeszcze go zilustrować. Oceny przyznawano za wkład wniesiony do prowadzonej na lekcji dyskusji.
To wszystko oczywiście nie oznacza, że model stosowany w szkołach Steinera jest niezawodny i najlepszy. Raczej należy na to spojrzeć z tej strony, że nauczanie w tych szkołach pozwala wszystkim uczniom, także takim, których wyniki nie są najlepsze, poczuć się dowartościowanym i zmotywowanym.
Obecnie na świecie znajduje się blisko 1000 szkół Steinera, a do wychowanków zaliczają się m.in. aktorka Jennifer Aniston, piosenkarka Annie Lenox, czy też norweski premier Jens Stoltenberg. W Polsce jak na razie są trzy tego typu szkoły (inna nazwa to szkoły Waldorfskie) – w Warszawie, Bielsku Białej i Krakowie.
Jeśli jednak liczymy na rozwój tego typu szkolnictwa w naszym kraju, to niestety będziemy musieli poczekać na zmianę całego systemu edukacyjnego, a przede wszystkim na zmiany w mentalności decydentów.
Artur Olejniczak