Polskie szkolnictwo należy zburzyć, zaorać i zbudować od nowa – taki jest moim zdaniem główny wniosek z edukacji podczas pandemii koronawirusa. Wszystkie problemy podczas prowadzenia zdalnego nauczania wynikają z XIX-wiecznego modelu, w jakim funkcjonują polscy uczniowie, nauczyciele i rodzice.
Polski nauczyciel jest jak polski pilot, co to ponoć i na drzwiach od stodoły poleci. Nauczyciele dali radę. Postawieni w potrzebie zdobycia błyskawicznie nowych kwalifikacji zakasali rękawy, zarwali nocki, zawłaszczyli domowe laptopy i ruszyli w bój. I zdaje się, że duża ich część kończy rok szkolny z tarczą, a nie na tarczy. Satysfakcję z wniosku, że “dali radę” zaburza świadomość, że mało kto to docenia. A praca ich przypominała pływanie w kisielu jeszcze bardziej, niż zwykle. Pytanie, na ile mamy świadomość, że to nie wynik zdalnej edukacji. To wynik wszystkich mankamentów polskiej szkoły. Z którymi zderzymy się już we wrześniu. A ci nauczyciele, którzy uniknęli mankamentów – nie dlatego uniknęli problemów, że dobrze sobie radzą z e-learningiem. Oni sobie dobrze radzą z wprowadzaniem szkoły w XXI wiek także w murach szkoły. Niestety – przy oporze, a czasami wbrew wyraźnym zaleceniom władz oświatowych.
Więcej wewnętrznej motywacji
Uczniowie nie chcą się uczyć zdalnie. Uczniowie nie odrabiają zadań. Uczniowie chcą za każdą aktywność oceny. Uczniów trzeba zmuszać groźbami jedynek, żeby wykonywali polecenia on-line. Och, wystarczy zajrzeć na dowolne nauczycielskie forum i grupę na FB, żeby odnaleźć takie narzekania. A może wynika to nie z ich wrodzonego lenistwa i popuszczenia cugli podczas pandemii? Może to świadczy o ich niskim poziomie wewnętrznej motywacji? Polska szkoła oparta jest o model kija i marchewki. Jeśli trzeba uczniów zmuszać batem jedynki albo dopieszczać szóstkami i plusami – to może coś mocno “nie pykło” w systemie edukacji? Jak mamy przygotowywać w polskiej szkole do dorosłego życia, skoro kształcimy w nich merkantylne podejście do rzeczywistości? Jak mamy wychowywać obywateli i zaangażowanie w życie społeczne, polityczne – skoro kształcimy w nich odruch “coś za coś”?
Więcej samodzielnej pracy uczniów
Z kolei wśród rodziców można odczytać było narzekanie “nauczyciele zrzucili na nas swoje obowiązki”. Zadają, zadają, zadają, a dzieciaki bez pomocy mamy i taty nie dają rady. No cóż, z natury rzeczy trudno jest nauczycielowi w zdalnej edukacji prowadzić dziecko za rączkę. Forma wykładu na Zoomie średnio się sprawdza. W sali lekcyjnej można huknąć, można stuknąć – i cisza jak makiem zasiał, wszyscy uczniowie mają słuchać. A zdalnie? Wyłączy taki kamerkę, mikrofon i ma w pompie, co nauczyciel opowiada. W dodatku trudno, aby uczeń siedział przed kamerką non stop, jak siedzi na lekcjach w szkole (chociażby z powodów BHP). Czyli musi pewne działania zrobić “SAMODZIELNIE”. Toż to herezja w polskiej szkole, gdzie dominuje model “nauczania” dzieci i młodzieży. Prawda jest taka, że lepiej szła edukacja zdalna tam, gdzie uczniowie mieli wyrobiony przez nauczyciela nawyk samodzielnej pracy i dochodzenia do rozwiązań samodzielnie jeszcze przed pandemią. Jak mamy oczekiwać, że ukształtujemy w szkole dorosłego, który będzie kreatywny, samodzielny, elastyczny? Skoro zabijamy te cechy podczas lekcji….
Więcej użytecznych kompetencji
Wprowadzenie zdalnej edukacji w szkole pokazał, jak wielka jest przepaść technologiczna między nauczycielami, a uczniami. O tym, że spora część nauczycieli podchodzi jak do jeża do platform edukacyjnych, komunikacji on-line i tego całego Internetu. I pokazuje, jak bardzo odstaje od współczesności kształcenie nauczycieli na kierunkach nauczycielskich podczas studiów. Ilu z Was, drodzy młodzi nauczyciele, mieliście podczas zajęć metodologię zdalnego nauczania? Ilu z Was zdobywało na wykładach i ćwiczeniach wiedzę o tych wszystkich MS Teamsach, Google Classroomach? Podobnie podczas kształcenia ustawicznego nauczycieli. Ileż razy szkoleniowe rady pedagogiczne prowadzone są na “z duszy wyjęte” tematy? Jeśli słyszę, że w jakiejś szkole wejście w zdalną edukację przebiegało bezproblemowo, okazuje się, że tam dyrekcja zadbała o kompetencje cyfrowe kadry pedagogicznej. Tyle, że długo przed pandemią. A jak nauczyciel ma być autorytetem dla ucznia, skoro w wielu obszarach przydatnych kompetencji uczeń przewyższa nominalnego mistrza?
Więcej nowoczesnych rozwiązań
Skoro już mowa o nowoczesnych rozwiązaniach. Postęp technologiczny jest błyskawiczny. A stan infrastruktury szkolnej, wyposażenie w sprzęt IT wielu szkół woła o pomstę do nieba. Kluczowa jest tutaj łączność z Internetem – światłowodowe szybkie łącze i bezprzewodowa sprawna sieć Wi-Fi w szkole. A jak z tym jest – sami wiemy. W szkole mojej córki tablety kupione przez Radę Rodziców kurzą się, bo nie są w stanie bezproblemowo łączyć się z netem. Zdalna edukacja udała się dlatego, że odbywała się w domach nauczycieli, przy wykorzystaniu ich prywatnych połączeń internetowych, prywatnych laptopów. Jeśli używaliby zasobów “państwowych”, pracodawcy – zdalnie uczniowie dostawaliby co najwyżej numery zadań do wykonania przesłane w dzienniku elektronicznym. A jak mamy przygotowywać uczniów świadomego i efektywnego korzystania z nowoczesnych rozwiązań i zasobów sieciowych, skoro polska szkoła działa na korbkę?
Więcej autonomii nauczyciela
Wielu rodziców szeroko otwierało oczy, stykając się na bieżąco i bezpośrednio z zawartością podstawy programowej. Z tym, jakich głupot i bezużytecznych śmieci uczymy nasze dzieci i młodzież. Tak, to ta sytuacja z mema “minęło tyle lat, a ja wciąż czekam, kiedy wreszcie przyda mi się w życiu sinus i cosinus”. I narzekali w mediach społecznościowych, narzekali, narzekali. Często bez świadomości, że to tylko ujawnienie problemu istniejącego wcześniej. Zdjęcie pięknej kołderki pozorów z kupy łajna. Trzeba byłoby obalić i jeszcze raz ustalić na nowo priorytety. Odejść od “klasycznych” przedmiotów akademickich. Zamiast na opanowywanie pamięciowe wiedzy – postawić na korzystanie ze źródeł wiedzy, ich stosowanie i zdobywanie umiejętności przez uczniów. Także tych zawartych w sformułowaniach “miękkich kompetencji”. A do tego potrzebne jest zaufanie do nauczyciela. Że wie sam, co jest ważne. Trzeba zlikwidować MEN, kuratoria oświaty. Zdjąć kajdany podstawy programowej z nauczycieli.
Więcej zaangażowania rodziców
Wydawało się, że zdalna edukacja często ustawiła nauczycieli i rodziców po obu stronach barykady. Ale czy było wcześniej inaczej? Przecież rodzic, który zgłasza uwagi do systemu pracy szkoły, błyskawicznie zyskuje etykietkę “roszczeniowego”. A kiedy jeszcze nie daje się spławić i uderza do kuratorium z prośbą o interwencję – jest jeszcze gorzej. Rola Rady Rodziców sprowadza się do listka figowego. Skoro Rada Pedagogiczna traktuje rodziców nie jak sprzymierzeńców i partnerów, ale jak czepialskich ignorantów – czy może być inaczej? Warto budować jak najszersze relacje nauczycieli i rodziców, słuchać ich uważnie i nie „spuszczać na drzewo”, bo nie mają za sobą studiów pedagogicznych czy specjalności nauczycielskiej. Inaczej jak mamy budować model szkoły partnerskiej, skoro rodziców zatrzymujemy na progu szkoły, bo “się nie znają”?
Większe zarobki dla nauczycieli
Oczywiście to działa także w drugą stronę. Podczas pandemii poszła fala hejtu rodzicielskiego wobec nauczycieli. Wielu rodziców ujawniło swoją złość wobec leniwych, roszczeniowych nauczycieli. Tyle, że tak jest “zawsze” i antynauczycielski hejt pojawia się także w każdej sytuacji kryzysowej. Nie inaczej było rok wcześniej – podczas strajku nauczycieli. Tak, “prestiż zawodu nauczycielskiego” to kpina, a wszelkie zapewnienia o chęci jego odbudowywania przez MEN czy związki zawodowe – to jeszcze większy śmiech. Tutaj dochodzimy do sedna. Czyli za niskich zarobków nauczycieli. To z jednej strony wpłynie na poprawę postrzegania nauczycielskiego fachu. Z drugiej strony pozwoliłoby na wymianę kadr, w taki sposób, żeby pozbyć się z zawodu nauczycieli, którzy “się nie nadają”.
Co dalej ze zdalną edukacją?
Trudno powiedzieć, czy w nowym roku szkolnym wróci zdalna edukacja. Premier Morawiecki zapewnia, że uczniowie i nauczyciele we wrześnie pojawią się w murach szkół. Pytanie, na jak długo. Zwłaszcza w obliczu informacji, że MEN wydał jakieś miliony monet na jakąś platformę edukacyjną. Co oczywiście nie jest z założenia złym pomysłem. Jednak wnioski po projekcie edukacyjnym z TVP nie nastrajają optymistycznie.
Jednak nie obawiam się – nauczyciele są elastyczni. Na innych drzwiach od stodoły też polecą. Jednak nie rozwiąże to głównych problemów edukacji, z których część tu opisałem. Każda zmiana technologiczna będzie tylko jak podczepianie kolejnego rumaka do starej furmanki XIX-wiecznej polskiej szkoły, podczas gdy wysoko nad jej głową lecą samoloty szkolnictwa XXI wieku, chociażby w barwach Finlandii.